Ks. Bronisław Markiewicz podczas trwającej ponad trzy lata pracy duszpasterskiej w katedrze przemyskiej rozważał podjęcie studiów specjalistycznych z filozofii i filologii klasycznej oraz pedagogiki. Stąd też udał się na Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie. Zamieszkał u brata Stanisława. Był rok 1873. Na Uniwersytet uczęszczał też student o imieniu Wawrzyniec.
- Księże, muszę z księdzem przedyskutować pewną sprawę – powiedział Wawrzyn podchodząc do księdza Bronisława.
- Chętnie cię posłucham.
- Pamiętam nasze rozmowy, a najbardziej te z czasów, kiedy ksiądz był wikarym w katedrze przemyskiej a ja uczniem w gimnazjum.
- Myślę, że i tym razem nie będzie to jakaś hałaśliwa dyskusja – odpowiedział ks. Markiewicz.
- No, nie wiem…. wydaje mi się, że wywody wielu inteligentnych ludzi, np. filozofów, przekonują bardziej niż to, co ksiądz mówi na kazaniach i w naszych rozmowach, które od jakiegoś czasu znowu prowadzimy…
- Zaimponowały ci wykłady profesora filozofii i pedagogiki?
- Staje się on dla mnie coraz większym autorytetem – stwierdził z dumą i z przekonaniem student.
- Wydaje mi się, że studia, które rozpocząłeś osłabiają twoją postawę wobec Boga – spostrzegł z zakłopotaniem ks. Markiewicz.
- Mojej woli nikt nie może skrępować, jeżeli ja będę przekonany o słuszności… tutaj młodzieniec urwał i popatrzył niepewnym wzrokiem na księdza Bronisława...
- Mój młody, kochany przyjacielu – zaczął wyjaśniać spokojnie i serdecznie ks. Bronisław – wiem, że jesteś młodzieńcem dobrej woli i przez doświadczenie pragniesz rzetelnie wszystko osądzać. Studiujesz tych nieszczęśliwych filozofów, którzy nie posiadali prawdziwej i zbawczej wiary Chrystusowej. Ale bądźże i w tych sprawach sprawiedliwy i bezstronny i badaj także filozofię chrześcijańską. Zresztą, idź do spowiedzi.