„Zawsze stawiaj czoła temu, czego się boisz” – taką radę usłyszał syn od swojego ojca w przygodowym filmie „Jumanji”. Syn musiał wziąć sobie te słowa mocno do serca, bo jego życie w dżungli zapewne stawiało przed nim nie lada wyzwania. Naprawdę miał się czego bać i nie był to strach przed rozładowaniem telefonu lub utratą dostępu do internetu, ale głębokie poczucie zagrożenia. Na szali położone było jego życie i przetrwanie. Także Jezus, który zapowiada swoją śmierć, świadomy jest tego, że będzie musiał stawić czoła trzem największym lękom, jakie nosi w sobie każdy człowiek. Są nimi odrzucenie, cierpienie i śmierć. Właśnie o nich chciałbym dzisiaj krótko opowiedzieć.
Jako ludzie jesteśmy istotami społecznymi. Większość z nas nie wyobraża sobie życia bez kontaktu z innymi. W sposób naturalny wchodzimy w relacje i chcemy, aby były one jak najlepsze. Kochamy i chcemy być kochani. Podświadomie szukamy akceptacji i zrozumienia, które powodują, że czujemy się bezpiecznie. Z drugiej strony jest nam źle, gdy nasze szczere intencje i wysiłki nie zostają docenione i spychani jesteśmy na bok. Czasami dochodzi nawet do sytuacji, gdy inni traktują nas wrogo i usłyszeć możemy z czyichś ust nienawistne słowa: „Zniszczę cię!”.
Jezus wspominając o faryzeuszach i arcykapłanach stawia czoła lękowi przed odrzuceniem. Poważna sprawa, bo ludzie, którym „zaszedł za skórę” to najlepsi z najlepszych (oczywiście w ludzkim rozumieniu!). Jezus musiał mieć wewnętrzne poczucie godności i słuszności misji, którą wykonuje. Jego myślenie i postępowanie nie miało względu na osoby. To nie oznacza, że z niczym się nie liczył. On po prostu wiedział, co jest dobre a co złe. Nie potrafił chodzić na kompromisy. Dla niego „tak” znaczy tak, a „nie” znaczy nie. Czy jest możliwe, aby w tym względzie upodobnić się do Jezusa?
Jezus musiał mieć wewnętrzne poczucie godności i słuszności misji, którą wykonuje.
Przykład świętych pokazuje, że radykalny wybór drogi za Jezusem, prędzej czy później, kończy się odrzuceniem. Nie ma bowiem ucznia nad mistrza. Święte życie spotyka się z odrzuceniem, które nie jest zwykłym „nielubieniem”. Jezus zresztą błogosławił tych, którzy są prześladowani ze względu na Niego. Nie chodzi o to, że inni zwyczajnie mnie nie lubią. Oni robią to ze względu na dobro, które czynię. Na marginesie warto dodać, że jeżeli ktoś jest prześladowany ze względu na zło, które czyni, to nie powinien sobie przypisywać męczeństwa w sprawach Bożych. Wręcz przeciwnie, powinien wziąć sobie do serca upomnienia innych i szczerze przemyśleć swoje postępowanie.
Święte życie spotyka się z odrzuceniem, które nie jest zwykłym „nielubieniem”.
Drugim lękiem jakiego doświadcza człowiek jest strach przed cierpieniem. Z dzieciństwa (a może nie tylko) pamiętamy jak dramatycznie baliśmy się dentysty. W sensie ścisłym nie samego dentysty się baliśmy. Ten przecież był nawet całkiem sympatyczny, gdy wręczał naklejkę z napisem: „Dzielny Pacjent”. Baliśmy się cierpienia, które nam zadawał. Cierpienie, czyli ból fizyczny i duchowy, to nieodłączna część naszego życia. Poszukiwanie sensu cierpienia zostawiam filozofom i mistykom. Dla mnie ważne jest to, że doświadczenie podpowiada, że ucieczka przed cierpieniem często kończy się jeszcze większym cierpieniem.
Jezus wie, że będzie cierpiał i będzie to ból jakiego nikt jeszcze na świecie nie przeżywał. Mimo to dzielnie zmierza do Jerozolimy, która staje się synonimem miejsca męki i cierpienia. Warto zauważyć, że postawa Jezusa wobec cierpienia to nie kwestia samozaparcia i odporności na ból. Jezus godzi się na cierpienie z miłości. Trudno tutaj szukać innych argumentów. Wszystkie one bledną, gdy w grę wchodzi miłość. Także ludzie zdolni są do takiego cierpienia z miłości. Tak może cierpieć matka z miłości do syna, mąż z miłości do żony, przyjaciel w imię miłości do przyjaciela, żołnierz w imię miłości do ojczyzny.
Trzecim i najbardziej pierwotnym lękiem człowieka jest strach przed śmiercią. Boimy się śmierci. Boimy się nawet o niej myśleć. Czy świadomy jestem tego, że mój czas jest policzony? Przyjdzie moment, gdy nie będzie mnie na tym świecie. Przede mną były miliony ludzi, którzy byli podobni do mnie (żyli, pracowali, zakładali rodziny, kochali), a dzisiaj nie ma po nich nawet najmniejszego śladu. Wielu z nich nie znamy nawet z imienia. Jeżeli zostawili po sobie jakieś dobro to czas i tak zatarł o nich pamięć. Także o nas nikt może nie wspomnieć za 200 czy 500 lat.
Przede mną były miliony ludzi, którzy byli podobni do mnie (żyli, pracowali, zakładali rodziny, kochali), a dzisiaj nie ma po nich nawet najmniejszego śladu.
Jezus odważnie staje w obliczu śmierci. Nie jest zuchwały. Wie, że śmierć to poważna sprawa. On jednak wie także, że śmierć nie ma ostatecznego słowa. To, co nazywamy życiem jest tylko cieniem prawdziwego życia, które czeka nas po śmierci. Ciekawe jest to, że ludzie, którzy potrafią spojrzeć na doczesność z tej perspektywy zwykle dokonują największych dzieł. Traktują życie na ziemi jako wstęp do innego świata. Co więcej, cieszą się, że życie się kończy, bo właściwie nie ma w nim niczego szczególnego, co zasługiwałoby na zabranie do nieba. Zostawiwszy zbędny bagaż na ziemi sięgają po prawdziwą wolność, o której każdy człowiek tak bardzo marzy.
Zapytajmy dzisiaj siebie o nasze lęki przed odrzuceniem, cierpieniem i śmiercią, a szybko okaże się jakimi naśladowcami Jezusa jesteśmy.