Jedni mówią, że miał depresję. Inni widzą w nim egzystencjalistę, filozofa smutku, zrozpaczonego myśliciela. Kohelet nie jest łatwy do zaklasyfikowania. Dla mnie jednak autor słów „marność nad marnościami” jest przede wszystkim obserwatorem świata. To nie tak, że odkrywa on jakiś nowy sens świata, w którym żyjemy. On po prostu opisuje najbardziej oczywiste prawo – prawo przemijania. Ta informacja wybija nas z bezpiecznego miejsca i przyprawia o ból głowy. Kohelet nie boi się powiedzieć jak jest, bo ludzie mają niezwykłą zdolność do tworzenia iluzji. On jednak, niczym biblijni prorocy, mówi niewygodną prawdę o tym, że jest źle.
Trzeba mieć w sobie wiele odwagi, żeby pisarskie dzieło życia rozpocząć od słów „Marność nad marnościami, wszystko marność”. Zamiast zwyczajowej inwokacji z wysokiego „c”, mamy tu niskie, basowe „gis”. Kohelet się tym nie przejmuje. On, jako pierwszy, spojrzał na świat z perspektywy człowieka zanurzonego w czasie i przestrzeni. Kardynał Wyszyński mówił, że czas to miłość, ale dla Koheleta ów czas jest miłością, którą można stracić. Przyszłość oprócz nadziei niesie ze sobą rozkład, niepewność, starość, a ostatecznie także śmierć. Nie ma ucieczki od świata i jego przemijalności.
Memento mori – ma ochotę zawołać czytelnik Księgi Koheleta. Nie można przejść obojętnie wobec tezy postanowionej na początku księgi. Wszystko jest przemijaniem, bo jak mawiał Heraklit: „Wszystko płynie”. Świat, z postanowienia Bożego nieustannie się zmienia. Tylko Stwórca pozostaje niezmienny, nieruchomy, statyczny. Rzeczywistość natomiast staje się nieuchwytna. Kręci się wokół siebie w zawrotnym tempie. Co prawda, można w niej zauważyć pewną powtarzalność, ale i ona za chwilę przemija i zostawia nas z niedosytem.
Jak poznać świat, który jest w ciągłym ruchu? Jak się do niego ustosunkować? Kohelet powiada: „Ciesz się chwilą. Carpe diem”. Jednocześnie przestrzega przed bezmyślnym korzystaniem ze świata. Głupota tylko dodaje marności do świata. Jedynie mądrzy są w stanie wykorzystać czas i pójść za dobrymi pragnieniami. Mądrość rozumie prawa rządzące światem. Nie buntuje się w obliczu kryzysu. Szuka zrozumienia i wybiera dobro.
Kohelet jest zanurzony w czasie, a właściwie w „czasach”. Dla niego nie ma jednego czasu, ale wszystko co jest na świecie ma swój czas. Inaczej biegnie on dla Boga, inaczej dla człowieka, inaczej dla świata, inaczej dla głupca i mądrego. Jednocześnie Kohelet wierzy, że to właśnie czas jest źródłem ludzkiej niepewności, dlatego Bóg wpisał w nasze serce pragnienie wieczności. Bóg jest szczęśliwy, bo żyje poza czasem. To czas nas unieszczęśliwia.
Nieszczęśliwy człowiek szuka wytłumaczenia dla swojego losu. Poszukuje sensu. Viktor E. Frankl po doświadczeniu obozu koncentracyjnego napisze: „Współczesny człowiek ma za co żyć, ale nie ma po co żyć – ma środki, ale nie ma sensu”. Ostatecznie okazuje się bowiem, że to nie świat ma sens, ale człowiek sens światu może nadać. To w gruncie rzeczy nasza odpowiedzialność i jedyna słuszna droga w świecie, który nieustannie nas zaskakuje i doświadcza złem. Frankl uważa, że czas jest nieubłagany, dlatego trzeba mężnie stawić mu czoła i porzucić czcze rozmyślania. Pisał: „Musieliśmy przestać zadawać sobie pytania o sens naszej egzystencji, a w zamian nauczyć się myśleć o sobie jak o ludziach poddawanych przez życie – w każdej godzinie dnia – nieustannemu egzaminowi. Chcąc go zdać, należało porzucić czczą gadaninę oraz rozmyślania na rzecz podejmowania właściwych działań i właściwego postępowania. Ostatecznie życie sprowadza się do wzięcia na siebie odpowiedzialności za znalezienie właściwego rozwiązania problemów i zadań, jakie stale stawia ono przed każdym z nas. […] Żaden człowiek i żaden ludzki los nie może być porównywany z innym człowiekiem i innym losem. Każda sytuacja jest niepowtarzalna i każda wymaga innych reakcji”.
To prawda. Każda sytuacja jest inna, bo wszystko jest marnością, a marności się nie porównuje, bo też po co to robić. Dosyć ma dzień swojej biedy – powie Chrystus. Kohelet w tym kontekście podpowie czytelnikowi, aby zachował minimalny poziom zadowolenia z życia. Człowiek nie powinien żyć marzeniami o lepszym świecie. Nie powinien bawić się w tworzenie utopii. Taka zabawa źle się kończy, a nowy wspaniały świat okazuje się piekłem. Aldous Huxley zachęcał przecież do powrotu do realnego świata, w którym żyjemy: „Ja tam wolę być nieszczęśliwy, niż pozostawać w stanie tej fałszywej, kłamliwej szczęśliwości, w jakiej się tu żyje”. Człowiek nie może długo sam siebie oszukiwać. Sami jesteśmy marnością i kłamstwo, podobnie jak zło, nie pozwala nam na spokojne życie.
Jaka jest zatem rada Koheleta? Obserwator świata dostrzega sprawy niewidzialne. W marności świata odsyła nas do religii. Jak przestroga brzmią jego słowa: „Ciesz się, młodzieńcze, w młodości swojej, a serce twoje niech się rozwesela za dni młodości twojej. I chodź drogami serca swego i za tym, co oczy twe pociąga; lecz wiedz, że z tego wszystkiego będzie cię sądził Bóg!” (Koh 11,9). Przemijanie przeraża człowieka, wywołuje w nim strach. Nie uciekniemy od bojaźni. Chodzi jednak o to, aby przestać bać się świata i jego przemijalności, a zacząć bać się Boga, bo jak powie św. Albert Wielki: „Bojaźń Boża chroni i zachowuje w duszy dary otrzymane od Boga, tłumi pychę i poszerza serce na nadzieję. Bojaźń Boża jest ojcem nadziei”.
Filozofia Koheleta doprowadza nas do wniosku, że patrząc na świat widzimy, że jest naprawdę źle. Ale kiedy człowiekowi jest źle zaczyna nadawać sens życiu, które go przeraża, a wtedy nie pozostaje mu nic innego jak zwrócić się do Boga i zawołać z nadzieją: „Marność nad marnościami, wszystko marność!’.