Między wierszami

Mądry człowiek mi powiedział, żeby słowa strzec się żywo, bo jak głosi stare prawidło: „Słowo napisane, nieszczęście zasiane”. Nie trzeba było długo czekać, aby słowa te proroctwem wnet się stały. Bo jak mieczem rycerz włada, tak i człowiek słowem na słowo odpowie obosiecznie. Wydawałoby się, że słowo niby nic wielkiego, ale jednak boli. Ktoś dopatrzył się intencji, komuś wyraz się skojarzył, między wiersze wpadła zazdrość, a i papier był za szorstki. Jak dogodzić czytelnikom? Czy potrafię do nich trafić? Jaka myśl się w nich zrodziła? Czy to hańbą jest dla księdza, że za pióro chwyta?

W mojej głowie budzi się wątpliwość: Czy pisanie rzeczywiście mówi więcej niż się myśli? Rzecz ciekawa, warta pensa, bo to pierwszy raz w historii druk okazał się mądrzejszy od człowieka. Nie posądzam siebie o to, że to z głębi myśli me pisanie się wywodzi. Jest zwyczajne, pospolite wręcz nijakie, niepisane. W tej prostocie tkwi metoda: to, co piszę głównie do mnie jest zwrócone. Tak nadawca nagle stał się adresatem. Piszę sobie i dla siebie. Taki ze mnie egoista.

Wróćmy jednak do nieszczęścia, którym słowo jest skażone. Gdy napiszesz, że jest dobrze ktoś odezwie się znienacka: „Po cóż znowu świat tak chwalić? Czy to księdzu tak wypada, że o raju tylko prawi? Gdzie jest piekło, ból, cierpienie?”. Gdy z kolei piszesz jak to źle na świecie, gotów bądź repliki, że to nie po chrześcijańsku. „Gdzie jest radość, zapał twórczy, wiara w postęp i człowieka? Czy to księdzu tak wypada na sumienie czyjeś wchodzić?”.

Nie daj Boże, by napisać coś z literą „p”, bo to przecież polityka od litery tej swój żywot bierze. Nie przekonasz, że tysiące innych słów od „p” się rozpoczyna. „P” to tylko polityka i już nic w obronie swej nie powiesz. Są też tacy, co czytają i na swoją modłę wszystko przerabiają. Ty o niebie, on o chlebie. Choćbyś świętą prawdę wyrzekł, on już swoje „ale” do tej prawdy zgłosi. W sercu wierzy, że na świecie prawdy jako takiej nie ma. „Bo i czarne rzeczy szarego zwykłym są odcieniem, a białego nikt nie widział, bo to przecież nie jest kolor”.

Tak to ziarno słowa pośród ludzi wzrasta. Jedno trafi na grunt dobry, inne znowu w cierń obrasta. Komuś może życie zmienić lub po prostu dzień zmarnować i bez echa odbić się o ścianę.

Na cóż mi to wszystko było? Mogłem przecież pisać do szuflady. Ona jedna jest mi wierną i nie szuka ze mną zwady.

Inne artykuły autora

O wymiarach ludzkiej cierpliwości

Odkryj wartość kierownictwa duchowego

Kręte drogi niewiary