Słowa potrafią ponieść ludzi bardzo daleko, nieraz zupełnie bezmyślnie. Mogą stać się pustym dźwiękiem. Można pochwalić kogoś bez zasług i oskarżyć niewinnego. Żyjemy w świecie, który często ocenia szybko i powierzchownie. Reagujemy bardziej na wrażenia niż na fakty, bardziej na plotkę niż na prawdę, bardziej na chwilowy impuls niż na głębszą refleksję.
Czasem podczas publicznych podziękowań albo przy okazji różnych uroczystości słyszymy ciepłe słowa kierowane do kogoś, kto wcale na nie nie zasłużył. Nie wynikają one z uznania, tylko z przyzwyczajenia albo grzeczności. Takie słowa tworzą fałszywy obraz danej osoby, a równocześnie odbierają należny szacunek tym, którzy naprawdę włożyli wysiłek, serce i uczciwość w swoje działania. To jedna z tych cichych krzywd, które nie wywołują otwartego konfliktu, lecz pozostawiają gorzki posmak niesprawiedliwości.
Bywa też odwrotnie. Ludzie potrafią zaskakująco łatwo rzucać podejrzenia w stronę osób prostych, dobrych i godnych zaufania. Wystarczy nieporozumienie, drobny błąd albo zwykła plotka i nagle ktoś, kto zasługuje na obronę, zostaje wystawiony na osąd, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Tego rodzaju oskarżenia potrafią zranić głębiej niż słowa pochwały potrafią podnieść. Człowiek poczciwy zaczyna wtedy wątpić w sens własnej dobroci, a świat wydaje się miejscem, w którym uczciwość nie ma wielkiej wartości.
Takie sytuacje rodzą podwójny ból. Z jednej strony krzywdzą ludzi, którym coś się niesłusznie przypisuje, z drugiej strony psują relacje oparte na zaufaniu. Za każdym razem, gdy pochwalimy osobę niewłaściwą albo niesłusznie zgromimy dobrego człowieka, między ludźmi pojawia się kolejna niewidzialna rysa. Z czasem rysy te układają się w pęknięcia, których coraz trudniej nie zauważyć. Wydaje się, że największą tragedią naszej codzienności jest to, że ludzie potrafią chwalić za rzeczy, które nie są dobre, a ganić za czyny, które w rzeczywistości stanowią wyraz uczciwości i odwagi. Czasami wynika to z nieświadomości, czasami z pośpiechu, a czasami z własnych lęków. Wciąż jednak pozostaje faktem, że bezrefleksyjne słowo zbyt łatwo staje się narzędziem niesprawiedliwości.
Każda pochwała powinna mieć oparcie w prawdziwym dobru. Nie chodzi o liczenie zasług ani o skrupulatne ważenie każdego gestu, lecz o autentyczność. Jeśli dziękujemy, róbmy to za coś realnego, a nie tylko po to, by wypełnić ciszę. Pochwała nabiera wtedy mocy, ponieważ staje się świadectwem prawdy.
Upomnienie natomiast wymaga jeszcze większej odpowiedzialności. Nie wolno ganić kogoś, jeśli nie mamy pewności co do jego zamiarów i tego, czy czynił coś złego w sposób świadomy i dobrowolny. Prawda o ludzkim sercu jest ukryta głębiej, niż możemy przypuszczać. Czasem ktoś wydaje się winny, a tymczasem dźwiga ciężary, o których nic nie wiemy. Zdarza się, że ktoś wygląda na świętego, lecz kryje w sobie motywacje, które mogą przerażać.
Możemy się więc łatwo pomylić. Możemy pochwalić grzesznika i zganić świętego. Możemy ulec pozorom i zapomnieć, że to nie my patrzymy w ludzkie sumienia. Dlatego ostrożność nie jest tu przejawem niepewności, lecz wyrazem szacunku wobec tajemnicy, jaką jest drugi człowiek. Dobro, które wymaga pochwały, jest zawsze konkretne. Zło, które zasługuje na naganę, również ma swoje jasne granice. Warto więc zatrzymać się przed każdym słowem i zadać sobie pytanie, czy to, co chcę powiedzieć, rodzi się z prawdy, czy z nawyku, emocji albo cudzego podszeptu. Taka chwila refleksji może uchronić nie tylko innych, lecz także nas samych przed utwierdzaniem niesprawiedliwości. Słowo bowiem potrafi dźwigać i potrafi niszczyć. Może budować mosty i stawiać mury. Może podnieść człowieka albo go przygnieść. Wybór zawsze zależy od nas.