Zbawienna woda?

facebook twitter

27-04-2022

Parafia św. Wawrzyńca Męczennika w Ñemby znajduje się w pobliżu stolicy Paragwaju Asunción. Dziś jest częścią Diecezji San Lorenzo. W 1982 roku została powierzona Zgromadzeniu Świętego Michała Archanioła. Pierwszym michalitą proboszczem był ks. Marian Polak. Parafia jest przeogromnym polem do pracy duszpasterskiej. Przynależy do niej około dwieście tysięcy osób. Znajduje się tam trzydzieści osiem kościołów i kaplic.

Przeogromna niwa Pańska

W mieście działają aż osiemdziesiąt trzy szkoły i centra edukacyjne na różnym poziomie, od przedszkoli przez szkoły podstawowe i studia policealne. W roku 2020 katechiści, grupy modlitewne i muzyczne, szafarze, lektorzy, misjonarze osiedlowi, by wymienić tylko część z nich, mogli liczyć na opiekę duszpasterską jedynie trzech kapłanów, a ja, będąc w seminarium z klerykami, pomagałem tylko z doskoku. Kiedy się przychodziło na plebanię, to zawsze oczekiwało tam około dwudziestu osób. Jeden z księży codziennie spowiadał wiernych. Ludzie do spowiedzi gromadzili się na ulicy już o 5.00 rano, pragnąc oczyścić swą duszę w sakramencie pojednania.

Na początku epidemii koronawirusa, kiedy w Paragwaju 11 marca 2020 roku wprowadzono różnego rodzaju restrykcje, działalność duszpasterska w parafii dosłownie zamarła. Msze święte, spotkania, a także słuchanie spowiedzi zostały odwołane. Lecz powoli świat się ogarniał i powracał do bardziej normalnego życia. Również i praca duszpasterska w parafii nabierała życia. Sekretarka organizowała penitentów. Przychodzili oni w maseczkach na odpowiednią godzinę, by wyspowiadać się pod drzewem.

Rodzinne kłopoty

Pewnego razu usłyszałem dzwonek seminaryjny. Przy furtce stała wielce strapiona kobieta.

Pa’i (ojcze), czy mógłby mnie ksiądz wysłuchać choćby przez chwilkę? Na plebanii nie dało się porozmawiać, gdyż nie zamówiłam sobie kolejki, a jest to sprawa dla mnie bardzo pilna.

– Co takiego się stało? – zapytałem, otwierając furtkę. – Pewnie kot sąsiadki zjadł pani kurczęta i była kłótnia.

– O to pokłóciły się moje sąsiadki, ale nie ja. Przyszłam w całkowicie innej sprawie.

– No to widocznie jakiś kłopot z zięciem, nieprawdaż?

Udaliśmy się do seminaryjnej polowej rozmównicy. Można by ją nazwać altanką. Ja usiadłem sobie na jednej ławeczce, a ona naprzeciwko mnie na drugiej.  Było bardzo gorąco, gdyż nawet w czerwcu, czyli w porze zimowej, czasami temperatura dochodzi tu do 30º C. Dzięki Bogu można było poczuć powiewy łagodnego, północnego wiatru.

– Wie ksiądz, co? On nie chce chodzić do kościoła. A ja zawsze mu o tym przypominam. Ale ostatnio, gdy piłam terere przed domem, a on przechodził tamtędy, chlusnęłam w niego wodą z terere. Chciałabym przystąpić do komunii świętej i nie wiem, czy nie był to grzech ciężki.

– Dlaczego pani to zrobiła?

– Bo byłam bardzo zła na niego. Gdzież to, dorosły chłop, ma dzieci i nie chce iść do kościoła. Daje zły przykład dzieciom.

– I co on wtedy powiedział?

– A nic, roześmiał się tylko i poszedł dalej.

– No to widocznie potrzebuje aż kubeł zimnej wody na głowę, żeby zrozumiał – zażartowałem.

– No właśnie. To chciałam od księdza usłyszeć. Teraz już jestem spokojna. Ja też tak myślę.

– Ale niech pani tego nie robi, bo się pobijecie, a wtedy już będzie grzech ciężki – dodałem na odchodne. – Nic na siłę, tylko przekonywać delikatnie.

Gdy kobieta odeszła, pomyślałem sobie: takie to już jest to nasze życie. W ten sam sposób pozostawia ono swoje ślady pod Wielką Niedźwiedzicą, jak i pod Krzyżem Południa.

Podobne artykuły