Jeżeli Szopka Bożonarodzeniowa kościelna, to tylko franciszkańska (wszak tam w Greccio 1223 za sprawą Biedaczynę z Asyżu „wszystko się zaczęło”), ale najlepiej bernardyńska.
Wie o tym każde dziecko i dorosły też, że to w świątyniach prowincji bernardyńskiej powstają od lat a nawet dekad całych te najpiękniejsze, najbardziej zmyślne i mobilne. W mojej ukochanej Kalwarii Zebrzydowskiej prace przy szopce zaczęły się jak zwykle już w listopadzie.
Bazylika Matki Bożej Anielskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej, 29 grudnia 2023. Na tle szopki stoją od lewej: brat Oktawiusz Zygmunt OFM, główny budowniczy; ojciec dr Cyprian Moryc OFM, kustosz sanktuarium pasyjno-maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej, Herbert Oleschko, przyjaciel sanktuarium. Pozostali członkowie zespołu szopkowego to brat Laurenty Ryguła OFM, ojciec Kasjan Sadowski OFM i ojciec Tarsycjusz Bukowski OFM. Nie są oni obecni na zdjęciu z powodu oddelegowania do ważniejszych zajęć niż pozowanie do fotek.
Teraz o tym, co robili inni zaprzyjaźnieni szopkarze, ale krótko, bo też inny będzie tym razem temat wiodący. Bractwo Toruńskich Belenistów zakończyło pracowity roku piękną wystawą w Muzeum Diecezjalnym w Toruniu. W Grudziądzu najpotężniejszą w swym życiu szopkę zbudował teoretyk i praktyk szopkarski, etnograf Łukasz Ciemiński. Wznosił ją przy pomocy kolegi z Działu Sztuki w Muzeum w Grudziądzu: zaprezentowano 230 postaci z manufaktury Martino Landiego we Florencji, wszystkie pochodzą z jego prywatnych zbiorów (jedna tylko współczesna, pozostałe przedwojenne). W Krakowie nagrodę główną w konkursie szopkarskim otrzymali Marek, Renata i Edward Markowscy, od prawie pół wieku aktywni w temacie. Tym razem ich szopkarskie arcydzieło to „zaledwie” 222 cm. Po śmierci w sierpniu tego roku najbardziej utytułowanego krakowskiego szopkarza Macieja Moszewa, rodzina Markowskich przejęła tytuł lidera artystycznego i promotora utytułowanej certyfikatem UNESCO Szopki Krakowskiej. Rozsławiają w świecie krakowskie szopkarstwo lepiej od kogokolwiek.
Łukasz Ciemiński i jego szopka bożonarodzeniowa w Muzeum im. ks. W. Łęgi w Grudziądzu
Siostra Cecylia OSC (Klaryska) i jej szopka bożonarodzeniowa „Porcjunkula”
Wystawa szopek bożonarodzeniowych z pracowni Bractwa Toruńskich Belenistów w Muzeum Diecezjalnym w Toruniu
Tradycyjnie najwyższą kościelną szopkę bożonarodzeniową w Europie wznieśli pasjonaci w Katowicach-Łagiewnikach pod wodzą legendarnego Pawła Jałowiczora, aczkolwiek tym razem palmę usiłowali im odebrać Franciszkanie z Poznania, reklamując swoje dzieło ulokowane w klasztorze przy Placu Bernardyńskim jako największe w Europie. Ich tradycje są nieco późniejsze od artystów panewnickich, sięgają bowiem połowy XX wieku. Nie wdając się w jałowe tajniki gigantomachii, radbym zwrócić uwagę na ogromną ilość szkół szopkarskich na świecie, a zatrzymać się dzisiaj na mało znanej w polskiej literaturze Szopce Prowansalskiej, skądinąd bardzo zacnej i o wspaniałym rodowodzie historycznym. No to posłuchajcie, ale uprzedzam – w trakcie tej opowieści nastąpi nieoczekiwany zwrot akcji.
*
Crèche de Noël Représentation de la Nativité par des figurines
Szopka Prowansalska pojawiła się według znawców w pierwszej postaci już w XVI wieku i nawiązując do tradycji średniowiecznych misteriów od początku rozwijała się niezależnie od franciszkańskiego nurtu szopkowo-jasełkowego. W całej Francji tylko tu w Provinicia Nostra (historyczna nazwa rzymskiej Galii Zaalpejskiej) kultywowana jest jeszcze ta dawna tradycja. W Marsylii funkcjonuje obecnie Syndicat National des Santonniers, organizacja i cech zrzeszający szopkarzy prowansalskich, strzegący ich praw producenckich. W grudniu odbywa się w głównych miastach regionu (centralna arteria komunikacyjna Canebière w Marsylii, Aix-en-Provence, Aubagne, Arles) kiermasz-festiwal Le Marché aux Santons. Twórcy profesjonalni oraz amatorzy zjeżdżają z pobliskich i odległych miejscowości, aby przedstawić wykonane przez siebie arcydzieła: w pierwszej kolejności figury wykonywane ze szczególną starannością i finezją, ale także całe moduły szopkowe czyli Crèche de Noël.
Centralna część typowej Szopki Prowansalskiej. Charakterystyczna postać z tyłu w białej koszuli to krzykacz Ravi „Zawadiaka”
Figury bywają przeciekawe. Nie tylko Święta Rodzina, Trzej Królowie, pastuszki i bydełko, ale także lub przede wszystkim głośny wesołek Ravi (na znak radości i afirmacji zawsze wzniesione do góry ręce), Ange (dobry duch zapowiadający narodzenie Jezuska), Arlesienne – niewiasta z Arles w tradycyjnym stroju ludowym z okręgu Camargue, Tambourinaire – muzyk z bębenkiem baskijskim. Pojawiają się także młynarczyk, wagabunda, cyganie w charakterystycznych kapeluszach, kobziarze i inne postaci, wszystkie en bloc zwane santonsami (w miejscowym dialekcie santoun znaczy „święty malutki”). Targi bożonarodzeniowe odbywają się także w innych miejscowościach regionu, a najstarsze marsylskie chlubią się tradycją sięgającą roku 1803. Pierwsza znana szopka prowansalska została zbudowana w Marsylii (1775), figurki odziane były w tradycyjne ludowe stroje prowansalskie, ale pojawiły się w tej szopce także wielbłądy, a nawet hipopotamy i żyrafy.
Paradoksalnie popularność szopek w Prowansji wzrosła gwałtownie w okresie Wielkiej Rewolucji Francuskiej (1789-1799), kiedy zabroniono wystawiania szopek w miejscach publicznych. Niejako na przekor temu zakazowi mieszkańcy Prowansji, zawsze podkreślający swoją „okcytańską” odrębność, zaczęli budować szopki domowe. Posiadanie takich antyrewolucyjnych szopek było wręcz uznawane przez Prowansalczyków za akt patriotyzmu. Taka jest pokrótce geneza santonsów. Figurki lepiono w specjalnej czerwonej glinie. Po ukształtowaniu wędrowały do pieca i po wypaleniu następowało to najtrudniejsze, czyli ręczne malowanie wymagające precyzji, cierpliwości, pewności ręki i kunsztu.
Mistrz santonierski Michel Girault w swojej pracowni w Aix-en-Provence
Co do pejzażu, ten nie był już tak ważny jak santonsy. Wystarczył most lub góra, wiatrak lub studnia, mała kamienna chatynka, drzewko oliwne, jakiś inny drobny obiekt nawiązujący do pejzażu słonecznej Prowansji. W Aix-en-Provence takim ikonicznym elementem szopkowym jest dominanta miasta Góra Świętej Wiktorii[1]. Santonsy są rzeczywiście malutkie, spotkałem dwucentymetrowe, a największe dorastają do piętnastu-szesnastu centymetrów. Rozmiary wynikają z uwarunkowań historycznych, w przypadku kontroli musiały zostać błyskawicznie ukryte. Kary podobno były bardzo surowe. Protoplastą i ojcem prowansalskich santonsów był Jean-Louis Lagnel (1764-1822). To on według wiarygodnych przekazów w roku 1798 zaprojektował i wykonał pierwsze gliniane figurki do szopki bożonarodzeniowej. Idea została natychmiast podchwycona i pojawiło się mnóstwo naśladowców, szopkarzy-patriotów. Największą wśród nich sławę osiągnął Marcel Carbonel (1911-1975), który w 1966 założył istniejącą do dzisiaj rodzinną manufakturę SARL Les Ateliers Marcel Carbonel. Inni znani cenieni „santonierzy” to Daniel Scaturro i Daniel Coulomb. Prowansalskie santonsy wpisano na listę francuskiego dziedzictwa kultury materialnej w roku 2021. Wcześniej powstały muzea santonsowe w Fontaine-de-Vaucluse (1987), w Baux-de-Provence, w Marsylii.
Szopkarz-teoretyk Herberto z Szopką Prowansalską zakupioną w Marsylii, fot. Antoni Kot, 30 grudnia 2023 r.
Może warto jeszcze dodać, że tradycyjna prowansalska wigilia to: omlette aux truffes (omlet z truflami), soupe de courge (krem z dyni), brandade (krem z dorsza), a na koniec przysmak największy czyli les escargots (ślimaczki). „Ten, kto wyrzeka się wiary, własnej tradycji i kultury, wypiera się samego siebie”, tak brzmi sentencja każdego regionalisty z krwi i kości. Wydaje się, że francuska (a więc i prowansalska) Crèche de Noël to kwintesencja takiej cudownej i radosnej tradycji, a jednak od kilku lat we Francji coraz częściej przytaczany jest paragraf tylko pozornie archaicznej ustawy z dnia 9 grudnia 1905 o rozdziale Kościoła od państwa („la loi de séparation des Églises et de l'État”), i ujęta tam w taki oto sposób sformułowana klauzula: „…nie zabrania się ustawiania szopek w przestrzeni publicznej, ale wyłącza się z tego te sytuacje, kiedy twórcy lub wystawcy czynią to w celu religijnym”. Najtęższy teolog neotomistyczny tego nie rozbierze w egzegezie, ale prawnik postawi sprawę prosto: Jeżeli szopka odwołuje się do uczuć religijnych, to musi zostać zaaresztowana, ale jeżeli jest „kulturalna” to może sobie stać. Kochani, to jednak nie są czcze dywagacje, bo w roku 2015 sąd apelacyjny w Nantes pozwolił na ustawienie szopki w siedzibie rady generalnej departamentu Wandea, ale sąd apelacyjny w Paryżu sprzeciwił się ustawieniu szopki w merostwie w mieście Melun. Stowarzyszenie Merów Francji orzekło, że szopki bożonarodzeniowe same w sobie są sprzeczne z ideą świeckości państwa. Wyłamały się z tego władze samorządowe gminy Béziers w roku 2014. Burmistrz Robert Ménard zrobił prztyczka wspomnianemu Stowarzyszeniu Merów Francji i odpowiedział im, że bez szopki Boże Narodzenie oznaczałoby jedynie sprzedaż gęsich wątróbek oraz zabawek pod choinkę. Nie przejmując się niczym, w towarzystwie zaproszonych księży odsłonił Crèche de Noël w budynku swego merostwa. Władzom tego urzędu zagrożono karą 2000 euro za każdy dzień pobytu szopki w gmachu publicznym, ale burmistrza Beziers poparł Front Narodowy i Zjednoczenie Narodowe. Ostatecznie burmistrz sprawę sądową wygrał, ale za rok temat powrócił. Podobne oburzenie wywołała szopka ustawiona w siedzibie Partii Republikańskiej w regionie Owernia-Rodan-Alpy przez Laurenta Wauquieza. Powołując się na wspomniany paragraf z roku 1905, Sąd Administracyjny w Lyonie uznał tę szopkę za „nielegalną”. Nie chcę dalej rozwijać tego tematu, w każdym razie francuski spór o szopki trwa do dzisiaj (co roku sądy rozstrzygają dziesiątki podobnych spraw) i wpisuje się on w konflikt ideologiczny między obrońcami tradycyjnej tożsamości kulturowej, historycznej, religijnej a koryfeuszami „jutrzenki wolności”, radykalnej laickości państwa. Z naszego polskiego podwórka brzmi to trochę niewiarygodnie i groteskowo. Przekazuję te informacje w miarę obiektywnie i nie chcę zajmować stanowiska, radbym dać do myślenia czytającym te słowa.
W naszej polskiej tradycji popularne swego czasu były tzw. szopki literackie, specyficzny podgatunek satyryczny. Wywodzić trzeba te arcydzieła od staropolskich „aktów zapustnych” i politycznych komedii czasów konfederacji barskiej, także od przesiąkniętych patriotyczną nutą scenariuszów szkolnych teatrzyków jezuickich. Przodowali tu literaci warszawscy: Szopka warszawska Witolda Gomulickiego (1880), Szopka dla dorosłych dzieci (1880) – jej autorem był prawdopodobnie także Witold Gomulicki, a pomysłodawcą Bolesław Prus; w latach 1922-1939 szopkę satyryczną uprawiali znakomici literaci związani z kawiarnią „Pikador” – Jan Lechoń, Antoni Słonimski, Julian Tuwim. Szopka satyryczna stała się z czasem gatunkiem kabaretowym, tu palma pierwszeństwa należy się krakowskiemu Zielonemu Balonikowi związanemu z kultową wówczas cukiernią „Jama Michalika”.
W elitarnym towarzystwie szydzono tam z galicyjskiego życia obyczajowego, a teksty osiągnęły stosunkowo wysoki poziom literacki za sprawą Witolda Noskowskiego i Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Dzisiaj kuplety te nie śmieszą nikogo, nie wzbudzają emocji, aluzje i poruszane sprawy są całkowicie nieczytelne. Mimo wspomnianej elitarności (wstęp na występy Zielonego Balonika odbywał się wyłącznie za zaproszeniami), przedstawienia zostały okryte sławą i znalazły naśladowców w innych miastach Polski, a nawet w Paryżu.
W podgatunek ten wpisał się także mój ulubiony artysta Włodzimierz Tetmajer. Po mezaliansie z chłopką Jadwigą Mikołajczykówną z Bronowic odwrócił się od niego „prawie cały Kraków”: rodzina, znajomi, środowisko artystyczne. Na skromny ślub w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej w Kościele Mariackim przyszło pięciu najbliższych kolegów.
Okładka książki Włodzimierza Tetmajera Szopka polityczna, Kraków 1926 [nakładem Autora], stron 44
Tak popularna do niedawna Szopka noworoczna Marcina Wolskiego i coroczna w krakowskim Teatrze Groteska nawiązują raczej do wzorów warszawskich literatów od „Pikadora” niż do krakowskiego Zielonego Balonika. Najwięcej miejsca poświęciłem tu Szopce Prowansalskiej, a ta w wersji komercyjnej i monumentalnej pojawiła się w roku 2000 w Krakowie, pomyślana jako impreza towarzysząca wystawie szopek krakowskich. Jej projektantem i wykonawcą był dziennikarz, kolekcjoner i pasjonat szopkowy Paul Chaland. Zbudował on swoisty teatr szopkowy, wystawiany przez niego na całym świecie.
W Krakowie inscenizacja posiadała wymiary 16 x 5 m, widowisko typu światło-dźwięk składające się ze 120 figur, postaci mobilne sterowane komputerowo. Dramaturgia: sceny rodzajowe z życia prowansalskiego miasteczka i sceny bożonarodzeniowe. Spektakl trwał 12 minut, a głosu użyczyli w polskiej wersji znani i lubiani krakowscy aktorzy.
To już koniec, za rok lub może wcześniej radbym omówić kolejną szopkę narodową, regionalną – tych wybitnych jest dużo: sycylijska, katalońska, wenecka, neapolitańska, piemoncka, pampeluńska, brazylijska, oby nie warszawska. Ta ostatnia jaka jest, każdy widzi. Zamiast rozwijać ten temat, żegnając mijający rok popatrzmy na zdjęcie ślubne szopkarza teoretyka-literata, bo też odkrywam w nich portretach osób rozpoczynających wspólną małżeńską wędrówkę – niezależnie od późniejszego rozwoju wydarzeń życiowych – ponadczasową nadzieję, że Nowe będzie piękne, dobre, konstruktywne. Oby takim stał się dla nas wszystkich AD 2024.
Zdjęcie ślubne Włodzimierza Tetmajera i Anny Mikołajczykównej, 1895. Wbrew obawom okazało się, że uczucie artysty dla „chłopki” nie było przelotne – doczekawszy srebrnych godów wytrwali zgodnie z przyrzeczeniem aż do śmierci.
[1] Ten ciągnący się przez 18 kilometrów masyw (franc. Montagne Sainte-Victoire, okcyt. Santo Ventùri) jest jedną z głównych ikon regionu i całej Prowansji. Wapienny grzbiet z najeżonymi skalistymi uskokami często bywa symbolicznie oddawany w szopkach prowansalskich jako surowe tło, tylny plan o kamienistej fakturze. Najwyższy punkt masywu to Pic des Mouches i góruje nad nim dziewiętnastometrowy Croix de Provence (Krzyż Prowansji), przypominający nasz Giewont (zgadza się nawet wysokość metalowej konstrukcji).