W Argentynie jest wiele miejscowości nazwanych imieniem świętego Michała, ale tylko jedna nazywa się „Święty Michał Archanioł”. Została ona założona przez Niemców nadwołżańskich. Do tej maleńkiej wioski, smaganej przez częste ulewy, otoczonej rozlewiskami, które można by nazwać jeziorami bagiennymi, nie dotarłem wygodną szosą lub drogą o twardej nawierzchni, ale wydzielonym pasem między polami uprawnymi przystosowanym do poruszania się pojazdami mechanicznymi. Przy pięknej pogodzie, na poruszającym się tą drogą pojeździe osadza się gruba warstwa kurzu. Natomiast gdy pada, droga staje się nieprzejezdna i trzeba wszystko odwołać, zebranie i mszę świętą, chyba że ma się pojazd z napędem na cztery koła.
Opustoszała wioska
Ale prawdziwie czarną i ciężką chmurą, która zawisła nad tą wioską jest to, że się ona wyludnia. Osada ostatnio tak opustoszała przez migrację ludzi do wielkich miast, że dziś mieszka tam zaledwie około pięciuset osób. Stało się z nią to, co zwykle dzieje się z samotnym człowiekiem w ogromnej Pampie Argentyńskiej: odcięty od świata i zapomniany gubi się i ginie.
Z geograficznego punktu widzenia wioskę stanowią cztery jednokilometrowe równoległe ulice, z których jedna, przedzielona trawnikiem i krzewami, jest jakby osią wioski. Te cztery ulice z kolei przecina dziesięć dwustumetrowych przecznic. Tak zaprojektowane ulice nadają wiosce kształt prostokątnej szachownicy.
Kiedy tam przybyłem, powitał mnie św. Michał Archanioł, który z frontonu majestatycznego kościoła opiekuje się tą maleńką wioską. Odprawiłem mszę świętą. W szkole, prowadzonej przez siostry zakonne, rozmawiałem z uczniami. Proboszcza nie spotkałem, gdyż rezyduje on w parafii, odległej o kilkadziesiąt kilometrów.
Wierni żyją tutaj bez codziennej obecności kapłana, który niegdyś był tu ostoją życia religijnego. Nie mają, jak dawniej, codziennej mszy świętej. Nie jest im głoszone w obfitości słowo Boże, które jest skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny (…), zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4, 12). Żyją oni bez spowiedzi świętej, która niegdyś była tutaj wysłuchiwana każdego dnia. Żyją bez potrzebnych im duchowych porad. Czyżby to był w tym wszystkim jakiś podstęp Złego?
Kolebka powołań kapłańskich i zakonnych
Ale wioska posiada sekret, dobrze znany Panu Bogu, o którym Kościół i ludzie nigdy nie zapominają. Tajemnicą tego zagubionego zakątka świata są liczne powołania kapłańskie i zakonne. W swojej stuletniej historii ta wioska wydała czterech biskupów, trzydziestu kapłanów i tyleż sióstr zakonnych. Tym samym znalazła się, w skali całego kraju, w czołówce miejscowości, które mogą się poszczycić tak wielką liczbą głosicieli Ewangelii. Jedną z tych miejscowości jest także Azara, należąca do najstarszych polskich osad w Argentynie.
Kilkunastokilometrowy odcinek drogi, którą opuszczaliśmy wioskę, wyglądał jak szeroki wąwóz. Za samochodem wzbijała się chmura kurzu, który wciskał się także do środka i gryzł w oczy. Przyszło mi na myśl, że ta wioska przykleja się do nas i do samochodu i chce uciec z nami. Jechaliśmy około pół godziny. W pewnym momencie droga, której na mapie nie było, rozwidlała się, tworząc dwie proste linie.
– I co teraz zrobimy? Którędy mamy jechać? Skręcić na prawo czy na lewo? – zapytałem towarzyszące mi osoby, Mariannę z kilkuletnią córką i Nené. Postanowiliśmy przystanąć i czekać. Może akurat ktoś się pojawi na tym bezludziu. Z niepokojem rozglądaliśmy się naokoło. Wszędzie rozciągały się olbrzymie połacie pól, wtapiając się w horyzont. A droga, jak długi prosty drut, wcinała się w tę nieogarnioną przestrzeń. Jedynym odnośnikiem było samotne drzewo i drapieżne myszołowy, które zawieszone w powietrzu krążyły, szukając pokarmu. Na domiar złego, słońce grzało niemiłosiernie, a wrony i kruki, okupujące to drzewo, swoim przenikliwym i wrzaskliwym krakaniem, jak gdyby drwiły sobie z nas i mówiły: mors tua vita mea (Twoja śmierć, moim życiem).
Ale na szczęście, ku naszej radości, dostrzegliśmy na horyzoncie chmurę kurzu, która zwiastowała zbliżający się pojazd. Jakiś mężczyzna zmierzał do Świętego Michała Archanioła. Dzięki jego wskazówkom dotarliśmy do szosy, która prowadziła do Buenos Aires, prawdziwego mrowiska ludzi, odległego o sześćset kilometrów od tej wioski, która w przeciągu swej stuletniej historii pozostawiła jakże liczne kapłańskie ślady pod Krzyżem Południa.