Pewnego dnia 2020 roku, po mszy św., do kolacji na podwórzu plebanii w małej miejscowości w Altos w Paragwaju, oprócz proboszcza, usiedli klerycy z Ñemby i Ángela. Przyjechała ona do Paragwaju na święcenia diakonatu jednego z michalitów, który pochodzi z dalekiego Morón, z wielkiej aglomeracji argentyńskiej Buenos Aires. Podczas tej przyjacielskiej kolacji nie zabrakło wspomnień z naszej wspólnej pracy na osiedlu Baraki w parafii św. Józefa w Morón. Rozmawiając, wydobywaliśmy jak z kopalni szczegóły wspólnej działalności dla dobra ludzi, rekonstruując życie osiedla.
Pomoc poszukującym i zagubionym
Mieszkańcy osiedla Baraki, w większości okupujący nielegalnie tereny, borykali się z chronicznym brakiem pracy. Głównym ich zajęciem było spędzanie czasu na słuchaniu muzyki w towarzystwie butelek piwa i pośród codziennych awantur i konfliktów rodzinnych. Nie płacili też za prąd i za wodę. W większości byli to przybysze z sąsiednich krajów i przesiedleńcy z innych regionów Argentyny, przebywający tam tymczasowo. Wśród tych poszukujących, często zagubionych dusz, było wiele osób, które swoją pracą ubogacały życie w Barakach, i którym należała się autentyczna wdzięczność i szczere podziękowanie.
Właściciel posiadłości, gdzie była organizowana działalność apostolsko-społeczna parafii, mieszkał w innym mieście. Był nawet zadowolony, że zajmowaliśmy jego teren. Ale ponieważ był on duży, wierni z Baraków byli zainteresowani jego kupnem pod budowę przyszłego centrum duszpasterskiego, co też w późniejszym czasie się dokonało. A właściciel ziemi cieszył się jeszcze bardziej wtedy, gdy została uwieńczona operacja kupna-sprzedaży, ponieważ teren w centrum tego typu osiedla nie był mu przydatny. Wskutek niskiego położenia był on podmokły. A na domiar złego, sąsiedzi odprowadzali tam wodę z kuchni i po praniu, i co więcej, wyrzucali tam wszelkiego rodzaju śmieci – jednym słowem, wszystko to, co było do wyrzucenia.
Pan Bóg się o to zatroszczy
– Padre, co z tym zrobić? – pytała Ángela. – Rozmawiam z sąsiadami, ale oni tego nie rozumieją.
– Nie martw się o to, przywieziemy ziemi, podniesiemy teren i sprawa będzie rozwiązana – powiedziałem jej pewnego razu.
– Ale skąd weźmiemy tyle ziemi?
– Spokojnie, zobaczysz, Pan Bóg się o to zatroszczy.
I tak się właśnie stało, gdyż w tym samym roku zaczęły się prace ziemne przy układaniu asfaltu na pobliskiej alei Don Bosco. Ángela, jako naczelna osiedla, którą wszyscy szanowali, nawet złodzieje, załatwiła osiemdziesiąt ciężarówek ziemi, nie płacąc za nią ani grosza. Później, dzięki jej staraniom położono nawet asfalt na ulicy przed kaplicą na tym osiedlu.
Ulegają zapomnieniu szczegóły każdej działalności, gdy nie zostaje ona zapisana, bo okrutny czas zaciera jej ślady także pod Krzyżem Południa.